Uciekając od wielkomiejskiego gwaru i hałasu odnaleźli oazę szczęścia i spokoju. Gdy przemierzali warmińsko-mazurskie zakątki natknęli się na Nakomiady. I chociaż miłością od pierwszego wejrzenia nazwać tego nie mogli, bo był to, jak wspomina właściciel Piotr Ciszek, obraz nędzy i rozpaczy, to wiedzieli, że to wyjątkowe miejsce, które stanie się ich nowym domem. I tak oto rodzina postanowiła zamieszkać w pałacu.
W 1995 r. gmina przejęła pałac od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Za namową ostatniego właściciela Eberharda von Redeckera planowano go wyremontować. Niestety nie udało się i gmina postanowiła go sprzedać. Małżeństwo kupiło pałac w sierpniu 1998 r. Po dwóch latach udało się odkupić od agencji brakującą część ogrodu i budynków folwarcznych.
Z czasem zrodził się pomysł stworzenia kameralnego hotelu, który będzie zajmował część pałacu. Właściciele pragnąc oddać dawną atmosferę panującą niegdyś w dworkach, postanowili odtworzyć przy restauracji historyczny układ i wystrój wnętrz. I tak mija już czwarty sezon turystyczny w Nakomiadach.
Pałacykowy pensjonat z rodzinną atmosferą
„Goście są naszymi gośćmi – podkreśla – to nie są ludzie przyjmowani na recepcji. Mają praktycznie cały czas kontakt z nami. To my ich witamy w progu, pokazujemy i wydajemy pokój, gotujemy, podajemy jedzenie, często nawet wspólnie zasiadamy do stołu”.
Pałac w Nakomiadach to znakomite miejsce dla ludzi, którzy cenią sobie ciszę i spokój, pragną uciec od codziennego zgiełku, odpocząć, słuchać muzyki przyrody, usłyszeć opowieści ptaków. Przyjeżdżają tutaj ludzie, którzy, jak zaznacza właściciel, „nie szukają fabryki turystycznej z bieganiną od rana, tylko kameralne miejsca, gdzie mogą się wyciszyć i poprzebywać w innych warunkach. Jednocześnie interesują ich nasze historyczne wnętrza, podoba im się detal odtworzeniowy”.
Manufaktura wymarzona
Manufaktura ceramiczna w Nakomiadach zrodziła się z potrzeby zagospodarowania pałacu:
„Podczas remontu – opowiada właściciel – wymarzyłem sobie że w pokojach powinny stać oryginalne albo repliki pieców z XVIII w.: gdańskich, elbląskich, pieców z regionu”.
Takich pieców nie można kupić. Nikt również nie chciał się podjąć ich wykonania, dlatego Piotr Ciszek postanowił wziąć sprawę w swoje ręce.
„Powoli zaczęliśmy produkować kafle do pieców i płytki ścienne – kontynuuje – Płytki są w przeważającej mierze naszej produkcji. Pieców mamy tylko garstkę w pałacu, bo głównie je sprzedajemy. Ludziom się podobają. Wędrują one po Europie. Głównie Polska, ale też Europa. Inspirujemy się oryginałami. W hallu stoi piec elbląski, kopia pieca z 1757 r. Kopia wykonana z kopii w Malborku. Wykonała ją manufaktura w Kadynach na początku XX w. Są to piece z domu Hagena, które gdzieś w muzeach widziałem lub nieistniejące, które są tylko na zdjęciach”.
Jako przykład uratowanego pieca właściciel podaje replikę z pałacu w Bęsi.
„Udało nam się pomierzyć jeszcze jak tam stał, zanim został skradziony około 2 lat temu” – dodaje.
Ulepszyć świat?
Dzięki aktywności społecznej realizujemy cenne wartości i tym samym każdy z nas ma wpływ na tworzenie lepszego świata, w szczególności tego nam najbliższego – lokalnego. Wiedzą o tym bardzo dobrze Państwo Ciszek, którzy przez kilka lat organizowali konkurs na najładniejszy ogród i balkon przydomowy w blokach mieszkalnych.
„Komisja chodziła kilka razy w okresie wakacyjnym – opowiada – Przyznawaliśmy punkty np. za czystość między siatką a drogą, bo wiele osób mówi to nie moje, niech gmina to sprzątnie. Ale to przecież przed twoim domem. Konkurs trwał 6-7 lat i wieś wyładniała” – stwierdza.
Kolejną ciekawą akcją państwa Ciszek były tzw. „Mikołaje”, do których dzieci pisały listy. Właściciel rozrzucał listy po znajomych, którzy organizowali świąteczne paczki. Zaznacza on, że warto ludziom pokazywać kierunki działania, ale nie przyzwyczajać do tego, że coś się po prostu komuś należy. Aktywność społeczna polega na pomaganiu, ale też na propagowaniu pozytywnych postaw i wzorców zmieniających społeczeństwo na inicjatorów nowych pomysłów na lepszy świat.
Pan Ciszek podkreśla też, że zmiana mentalności wymaga czasu, a do pewnych spraw ludzie muszą dojrzeć.
„Jadąc na wieś do Szwajcarii, Niemiec – wyjaśnia – czy innych rozwiniętych krajów wszyscy mówią jak tam ładnie, czysto i przyjemnie. Po pierwsze, mówimy o innej zamożności obywatela. Po drugie, te zmiany to też był bardzo długi proces. Staram się mówić ludziom, że my jesteśmy 20-kilka lat po zakończeniu wojny. Ta wojna niby skończyła się w ’45, ale tak zwany homo sovieticus i wszystkie relacje międzyludzkie, brak własności prywatnej, poniszczenie wszystkich powiązań to wszystko skończyło się 20-parę lat temu. Jesteśmy krajem na dorobku, ludzie są na dorobku. Kultura osobista i mentalność też są na dorobku. To wymaga czasu, nie można tego zmienić błyskawicznie”.
Dziedzictwo przyrodnicze i kulturowe
Na Mazurach odnajdujemy osobliwe zabytki kultury materialnej i pomniki przyrody. Również zespół pałacowo-parkowy z kompleksem gospodarczym w Nakomiadach stanowi cenne dziedzictwo kulturowe oraz przyrodnicze. Pałac znajduje się w objęciach urokliwego zabytkowego parku krajobrazowego, który ocalał niemalże w całości za wyjątkiem wyciętej alei dojazdowej. Ten majestatyczny zespół parkowy sprawia, że każda pora roku ma tutaj swój urok, dlatego warto przyjeżdżać przez cały rok.
Gdy wokół pałacu rozgości się wiosna, rozsiewa różnobarwne kwiaty i zaprasza na pachnące spacery. Zaś latem, gdy pracowite Słońce ogrzewa ziemię, wyrasta smaczny regularny ogród warzywny, kultywowany przez właścicieli, wzorowany na francuskim ogrodzie w Chateau Villandry. Jesień wabi gości różnymi odcieniami czerwieni, brązów, oranży, powoli ustępując zimie, która otuli majątek białym puchem.
Dzięki działalności państwa Ciszek, popadające w ruinę dobra w Nakomiadach zostały odratowane. Z byłymi zarządcami łączą ich przyjacielskie stosunki i dzięki nim wiedzą jak wyglądał majątek, co jest pomocne przy odtwarzaniu historycznych wnętrz. [zob. Małgorzata Jackiewicz-Garniec, Mirosław Garniec, Pałace i dwory byłych Prus Wschodnich, Olsztyn 2001, s. 224-227]
„Eberhard von Redecker był synem ostatniego właściciela – wspomina – Z żoną są pochowani na cmentarzu rodowym u nas. Na 95. urodziny Eberhard odsłaniał tabliczkę na dębie, który jemu podarowaliśmy. Wpisując drzewa do rejestru pomników przyrody nadaliśmy im imiona”.
Remontując pałac nowi właściciele korzystali również ze zdjęć. Dokumentów było niedużo. Fotografii z pożogi wojennej ocalało raptem siedem, z czego z wnętrz zaledwie dwie.
„Mieliśmy też trochę inwentaryzacji konserwatorskiej z początku lat 70-tych – mówi Piotr Ciszek – Był to bardzo skromny dom. Kiedy popatrzymy na zdjęcia ze Sztynortu to były absolutnie surowe domy. Drewniane stropy, drewniana podłoga, trochę mebli, najczęściej biała ściana przełamana jakimś kolorem, trochę obrazów. Takie bogate rezydencje jak Słobity, Drogosze, Kamieniec to była rzadkość. Hoverbeck, który budował pałac był protestantem i tę surowość przeniósł na wnętrza. Nie było tutaj przepychu. Redeckerowie, którzy kupili majątek na początku XIX w. nigdy nie mieli pieniędzy na fanaberie” – wyjaśnia.
Nowi właściciele zdecydowali się na utrzymanie dawnej prostoty i skromności dodając kilka drobiazgów. Zaś na pytanie dlaczego mają różne krzesła przy stole odpowiadają, iż najpewniej tak to właśnie funkcjonowało, że ktoś kupił krzesła, trzy się zniszczyły, to się dodawało coś nowego.
„Na przestrzeni wieków gromadzono rzeczy – objaśnia właściciel – dokładano nowe do starych i przez to tworzyła się dusza. Wnętrza pałacu nie są sztampowe, poukładane, takie same. Każdy pokój, łazienka są inne. Te wnętrza żyją. Gdy ktoś do nas 2-3 raz przyjeżdża, to mówi, że chce koniecznie spać w takim a takim pokoju, bo bardzo te wnętrza lubi. Albo wybiera ze zdjęć na stronie. Mamy taki pokój w zieleni i wiemy, że jak go ktoś wybiera to na pewno lubi muzykę klasyczną. Ma to jakieś dziwne połączenie” – dodaje z uśmiechem.
Sprawa Bismarcka
Ukazując dzieje majątku w Nakomiadach nie można pominąć słynnego Kamienia Bismarcka. Sprawa kamienia jest jaskrawym przykładem kiepskiego dziennikarstwa sensacyjnego, które wywołało wielką awanturę.
„Kamień Bismarcka leżał, – opowiada właściciel – ale został przekrzywiony o 90 stopni, tzn. postawiony. Za sprawą słabego dziennikarstwa władza zrobiła z tego samowolę budowlaną jak za komuny, bo nie mogli znaleźć innego patentu. Został przywrócony stan pierwotny i kamień leży dalej obalony. Problem polegał na tym, – wyjaśnia – że kamień jest poświęcony Otto von Bismarckowi, który nie lubił Polaków i że to złe bo niemieckie. Jednak większość tych ludzi mieszka w niemieckich domach. To taka dychotomia. Jedno niemieckie jest złe a drugie dobre?”
Pan Ciszek zaznacza, iż nie jest to żaden wielki pomnik, zaś zwykły głaz narzutowy, na którym jest wybite 20 liter. Stanowi to świadectwo historyczne i dlatego uzasadniona jest jego obecność tutaj, a nie w muzeum, które, jak zauważa on, stało się strychem, gdzie się wszystko wrzuca i czasami coś się znajduje.
„My też możemy go nie lubić, bo stworzył podstawy ZUS-u – przypomina – Większość osób zaraz nie będzie wiedziała kim był von Bismarck, a tak przynajmniej dowie się, że był taki jegomość, który jednoczył Niemcy i rugował wszystkich po kolei. Ale to jest XIX w., kiedy państwa miały być monolitem, miał być jeden język. Inna filozofia, inna polityka.”
Piotr Ciszek przytacza przykład Wrocławia, który został opuszczony przez wszystkich Niemców, a dzisiejsi mieszkańcy stanowią ludność napływową. Zwraca on uwagę na fakt, iż pomimo tego tożsamość miejsca zaczęła funkcjonować zupełnie inaczej.
„Kilka lat temu znaleziono jakiś skarb – opowiada – mieszkańcy się składali, by go wykupić. To pokazuje jak ważna jest asymilacja z miejscem, przystosowanie do miejsca zamieszkania. Nie tylko zapominania o rzeczach złych i pamiętania wyłącznie o tych przyjemnych. Gdy przyjeżdżałem tutaj i pytałem co było wcześniej to ludzie mówili, że były PGR-y. No dobrze, ale co było wcześniej? Przedszkole i PGR, i coś tam. No a wcześniej? Świat powstał w ‘45 roku? A wcześniej nic nie było?”
Wyzwania dla nowych właścicieli
„Finanse to są podstawowe problemy – zaznacza właściciel pałacu – Namawiając na ratowanie zabytków powinno się przedstawiać pełne spektrum problemów. Obiekty są sprzedawane teoretycznie za nieduże pieniądze. Pierwsze zderzenie to wizyta u konserwatora i długa lista rzeczy do wykonania odpłatnie: badania, projekty, itd. To odstrasza ludzi, bo okazuje się, że tanio kupili, a nagle same papiery do rozpoczęcia prac kosztują ogromne pieniądze” – konstatuje.
Pałac w Nakomiadach, wyremontowany zgodnie z wymogami ochrony zabytków, przeżywa dziś odrodzenie i znów emanuje dawnym blaskiem. Dzięki małżeństwu z Warszawy ocalał kolejny cenny zabytek, który stanowi osobliwą dokumentację wschodniopruskiego krajobrazu architektonicznego i przyrodniczego.
Cennik oraz aktualną ofertę pensjonatu i manufaktury znajdą Państwo pod adresem http://nakomiady.pl